Im bardziej się przed Wami otwieram, tym bardziej jesteście ciekawi jaka jestem naprawdę. Mogę zapewnić, że „nieidealna” to słowo bardzo pojemne. Oczywiście nie mam zamiaru się dołować i psioczyć na swój los, ale prawda jest taka, że moje życie naprawdę jest dalekie od ideału. Jak wygląda moja codzienność? Jak łączyć pracę w domu z podwójnym macierzyństwem? Czy w tym szaleństwie jest jakaś metoda?
Pobudka o 6 rano, ale czy na pewno?
O tym, o której godzinie wstajemy (mam na myśli ja i mąż) można powiedzieć, że nigdy do końca nie wiemy, ale granica mieści się między 5:45 a 7:15. Od kiedy jesteśmy rodzicami, decydują o tym córki. Od trzech lat wczesne wstawanie weszło nam w krew.
Oczekiwania?
Wstanę razem z rodziną o 6 rano i wykorzystam czas przed wyjściem męża do pracy na samorozwój, pracę lub trening.
Rzeczywistość:
O godzinie 8:02 wpada mąż do sypialni i mówi: „Kochanie wstawaj, już za 2 minuty wychodzę. Przewiń dziewczynki.”
No to wstaję cała zesztywniała, zaspana i ogarniam ten chaos, który wygląda mniej więcej tak:
– Mama, mama! (Zuza podskakuje z radości i obejmuje moje uda).
– Mammmmma, mammmmaaaaaa! (Mańka próbuje dostać się do mnie i wyciąga rączki by ją przytulić i zacząć dzień od dźwigania na biodrze).
– Miauuuuuuuuuu Miauuuu (Hektor ociera się o łydki, przez co o mały włos nie zaliczam gleby na posadzce w kuchni).
– Dźwięk podobny do gruchania gołębia, określamy to podmiaukami (Hera mnie namierzyła, leci się przywitać i wiem, że za minutę będę miała dwie córki oraz kotkę na sobie, możliwe że podczas porannego siusiania).
Dzień zaczynam od treningu
Bardzo śmieszne. Od kiedy mam dwójkę dzieci to jedynym treningiem, na który mam czas i siły jest dźwiganie dzieci, odpędzanie kotów i dostarczanie wystarczającej ilości jedzenia rodzinie. Nie da się, nawet nie łudźcie się, że u mnie się da, bo mam takie Ancymony, że się nie da. Chyba, że wstawałabym o 4 rano?!
Oczekiwania:
Miło byłoby zacząć dzień od biegania, jogi lub ćwiczeń z Ewką Chodakowską.
Rzeczywistość:
Mamo, co robisz? Potańczymy?!
Zdrowe śniadanie to podstawa
Pierwsze śniadanie to paliwo na cały dzień. Od kiedy jestem matką to kawa jest takim magicznym składnikiem, który z powodzeniem zastępuje ci śniadanie, obiad, kolację, oraz ochotę na słodkie (nawet jeśli pijesz czarną bez mleka). Wchodzę do czyściutkiej kuchni i zaczyna się nierówny wyścig z czasem.
Oczekiwania:
Marzę o wspólnym, rodzinnym śniadaniu. Kiedy po prostu siedzimy i jemy w ciszy.
Rzeczywistość:
Zasuwam jak w ukropie, żeby przygotować córkom śniadanie. Mańka wyje, bo zobaczyła składniki na jajecznicę, ale nie ogarnia, że nie mogę dać jej surowego jajka. Zataczając slalom między krzesełkiem do karmienia, rozrzuconymi klockami, stertą lalek i pluszaków dostaję się do lodówki. Mijam Zuzę, puzzle, kredki i podesty przydźwigane z łazienki i zatykam młodszej japę pomidorkami koktajlowymi, żeby w ogóle dała mi możliwość przygotowania jedzenia. Zuza zaczyna jęczeć, że nie chce pomidorów. Smażę jajecznicę, szykuję kanapki, kroję pomidorki i tłumaczę, że one są dla mnie i siostry. Hektor miauczy natarczywie, że chce jeść, mimo że ma pełne miski. Hera próbuje dostać się do kabanosów.
W czasie śniadania muszę milion razy wstawać, bo za gorące, za zimne, za czerwone, za pofałdowane, za jakieś! Podać wodę, nie sorry, w innym kubku. Podać ręcznik papierowy, znów podać ręcznik papierowy, wydrzeć japę, że skoro jedzą rękoma to ręce będą brudne i mogą przecież je wytrzeć dopiero po jedzeniu. Nie łudźmy się, że jem z dziećmi. Usługuję, zmywam rozlane rzeczy, podaję, kroję, pomagam. Potem sprzątam. Potem myję im łapki, buzię, zęby i za chwilę jestem potrzebna, bo przecież czegoś chcą. Koty nadal miauczą, więc klnę pod nosem, że zaraz je uduszę.
15 minut dla siebie z ciepłą kawą
Rzecz dla mnie święta, ważna, istotna, którą wywalczyłam jak lwica.
Oczekiwania:
Wypić ciepłą kawę w ciszy, najlepiej w innym pomieszczeniu niż dzieci. Sprawdzić Fejsa i maila w międzyczasie i delektować się chwilą.
Rzeczywistość:
Pytania w stylu: mamo, a co robisz? Po odpowiedzi piję kawę i odpoczywam, słyszę po co? W tej chwili Mańka potrafi wdrapać się na kolana i rozlać moją kawę, a Hektor oczywiście ją pije z kubka, kiedy odejdę bo któraś z Ancymonów mnie wzywa. (Tak wiem, że mój kot jest kawoholikiem i codziennie podbiera mi kawę).
Czas na rodzinny obiad
Nie znoszę kiedy jemy wszyscy razem, bo najczęściej Zuza urządza popis. Mam na myśli czas, kiedy w domu jestem ja, mąż i dzieci. Jak tata jest w pracy, idzie wytrzymać.
Oczekiwania:
Zjeść w spokoju ciepły obiad.
Rzeczywistość:
My z mężem nie jemy tylko usługujemy i gasimy pożary, tzn. histerie naszych dzieci. Nie rozmawiamy, bo przez krzyk i płacz nic nie słyszymy. W praktyce wygląda to tak, że mąż bierze na kolana Zuzę, ja jem szybko, żeby ogarnąć dzieci. Potem mąż je zimne lub obydwoje razem jemy zimne, jak uda nam się po obiedzie oraz myciu rączek zająć dzieci bajką…
Spacer, czy wyprawa na Biegun Północny?
Sam fakt, że torba matki mieści pół domu powinno dać wam do myślenia. Przed wyjściem obowiązkowo 3 razy siku na nocnik, kupa w pieluszce po ubraniu się. Do tego uciekanie od matki po całym mieszkaniu, bo to najlepsza pora na berka. Znoszenie tony zabawek. Negocjowanie, że jest za gorącą na czapkę zimową w lecie i takie tam.
Oczekiwania:
Wyjść szybko z domu.
Rzeczywistość:
Pół godziny zapasu na wyszykowanie się do wyjścia, niż wydaje ci się, że uda ci się zdążyć. Wybaczcie, ale nie rozwinę tematu, wykańcza mnie samo myślenie o tym jak codziennie wygląda wyprawa z dwójką maluchów.
Wracamy do domu?
Bolączka wszystkich rodziców, czyli jak zmobilizować dziecko do powrotu do domu? Czysta loteria, rosyjska ruletka. Czasem da się tak po prostu. Czasem nie da się za cholerę.
Oczekiwania:
– „Umawiamy się, że o 18 wracamy do domu, okej?” Okej Mamo.
Rzeczywistość: Wracamy do domu, już 18, tak jak się umawiałyśmy. NIE. Pod tym kryje się cały asortyment buntów, szantaży i histerii jakie są w stanie zapewnić ci dwie malutkie dziewczynki. Marzysz nieraz o tym, aby lało przed rok, aby tylko nie musieć przeżywać powrotów do domu.
Kolacja, albo i nie
W tym temacie nie mam już od dawna oczekiwań. Po prostu pytam, czy chcą kolacje? Jeśli chcą to dostają, jak nie, to nie i się nie spinam. Polecam ten system.
Kąpiel, czytanie, przytulanie – błogosławiona godzina nadchodzi
Silą rytuału, czyli nasze wieczorne wycieszenie. To zazwyczaj czytanie bajek, robienie kąpieli, przytulanie i ponowne czytanie bajek. Tutaj moje oczekiwania w 100% pokrywają się z rzeczywistością.
Dzieci śpią – czas popracować
Kiedy wybije już błogosławiona godzina, czyli 19, mam czas popracować. Jestem cholernie zmęczona każdego dnia. Wiecie, ganianie z dwójką maluchów to niezła orka fizyczna. Czasem nie mam ochoty ani nic pisać, ani ogarniać social mediów, odpisywać na maile, ale muszę. Blogowanie to moja praca. Dlatego zbieram się w sobie i robię to, co mam w harmonogramie, bo myśl że będą zaległości i będę musiała w jakiś dzień nadgonić (ciekawe kiedy) skutecznie mnie odstrasza od odkładania obowiązków na kiedy indziej.
Kolacja? Tak, jeśli ją zrobisz
Prawie zawsze domena męża, bo ja pracuję. Naprawdę mam fantastycznego partnera. Jak ja piszę, ogarniam robotę, to mój Pan Nieidealny w tym czasie zrobi zakupy, ogarnie chatę, poskłada pranie, ogarnie koty i jeszcze przygotuje kolację. A co drugi dzień robi sobie jeszcze trening w międzyczasie.
Oczekiwania:
Zjeść kolację jakąkolwiek, oby ktoś mi ją przygotował.
Rzeczywistość:
Czy już mówiłam, że mam wspaniałego męża?
Co dziś robimy?
Po napisaniu notki, wrzuceniu i rozhulaniu jej w social media, czas na inne dodatkowe rzeczy. Najczęściej przez godzinę jestem na „dyżurze” dla Czytelników. Odpisuję na komentarze, komentuję innych blogerów, zapisuję pomysły na kolejne dni. Czytam książkę, oglądam ulubiony serial, koczuję z mężem na kanapie, ale telefon jest w pogotowiu. Między 22, a 23 wylogowuję się z wirtualnego świata i mam czas dla męża.
To już po północy?!
Każdego dnia obiecujemy sobie, że pójdziemy wcześniej spać, ale najczęściej łapiemy się na tym, że jest już północ.
Oczekiwania:
Chodzić spać maksymalnie o 23.
Rzeczywistość:
O północy zbieramy się z salonu, bierzemy prysznic, ogarniamy koty, oraz zmywarkę. Zasypiamy w granicach 12.30 lub 1 w nocy. Potem koło 3 pobudka Mańki na to, by zabrać ją do naszego łóżka. O czwartej kolejna pobudka bo kotkom się nudzi. O piątej coś zawsze się dzieje i wiecie, jak to się kończy, wszystko jest inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy. A jak jest u was? Czy wasze oczekiwania wobec własnego życia pokrywają się z rzeczywistością?
Aniu te 15 minut na kawę, to zbawienie. Jak tylko mam drugą zmianę rano odworzę syna do szkoły. Wracam do domu, zajmuję czymś Dygnitarza i mam tę chwilę relaksu. Jak ja kocham ten moment. Dygnitarz zawsze komentuje mama pije kawkę. Ja odkąd jestem podwójną mamą odpuściłam parę rzeczy… I jest mi lepiej. Pozdrawiam
Klaudia <3 jak ja to rozumiem, zdecydowanie sztuka odpuszcznia, to coś co przy byciu mamą większej ilości dzieci jest niezbędne 😀
!5 minut na kawę mam jak mój syn jest w przedszkolu spać chodzę po 2 w nocy a wstaję o 6-7 wiec rozumiem cię i nadal marzę ze kiedyś rzeczywistość bedzie jak moje marzenia
Hahaha <3 ale kawka zaliczona, to najwaznijesze 🙂 Kiedyś będziemy się z tego smaiły 🙂
Pisałam w lutym o swoim dniu i jak to czytałam, to po pierwsze uśmiałam się nieźle, po drugie – kurczę, z moimi dziewczynami to chyba nie mam aż tak źle… 😉 To kiedy Ty tą grupę ogarniasz i odpowiadasz na komy?
Jak Mańka śpi, jak dzieci śpią (teraz) oraz w drodze na plac zabaw 😀
O tym jak smakuje ciepła kawa przekonałam się na nowo- dopiero po powrocie do pracy z urlopu macierzyńskiego 🙂 AAA i skąd ja znam te zwariowane poranki z dzieckiem w tle, albo gdy zaspaliśmy i biegamy po domu szukając ciuchów a niania już puka do drzwi heh Ale tak sobie myślę, że przynajmniej na starość będziemy mieli co wspominać!
Tak trzeba żyć <3 Gdyby człowiek przejmował się każdą pierdołą nie szło by wytrzymać 🙂
Nie jestem matką i najprawdopodobniej nigdy nie będę. Ale…w każdej z ludzkich historii jest chyba tak, że oczekujemy jednego a dostajemy inne. Z tym, że to inne nie zawsze jest gorsze. Nieraz to kwestia nastawienia i pewnego…zdystansowanego poczucia humor, jak sądzę. A tobie go raczej nie brakuje:)
Z moim niemowlakiem jest wyprawa na spacer, a co dopiero z dwoma maluchami. Uśmiałam się, za każdym razem miałam wizję danej rzeczy, którą opisujesz 😉 i tak sobie po malutku zdaję sprawę, co mnie czeka za parę miesięcy… więc niech się cieszę, póki mogę 😀