Kiedy wybaczać, gdy serce krwawi, a rozum się buntuje? I stało się, końcówka czerwca, a w koło wszyscy trąbią o Dniu Ojca. Dawniej dosyć sceptycznie, żeby nie powiedzieć ironicznie traktowałam ten dzień. Bo niby jak można celebrować coś, co w twoim życiu jest tylko pustym frazesem? Nie, nie straciłam ojca w sensie dosłownym, jednak gdyby przyjrzeć się temu bliżej – tak naprawdę nigdy go nie miałam…
Kiedy wybaczać, a kiedy nie ma to sensu?
To nie będzie kolejna ckliwa historia o złamanym życiorysie, trudnym dzieciństwie i morzu patologii, które mnie spotkało. Nie, mogłaby być ale tak naprawdę nieustanne babranie się w przeszłości, w moim odczuciu nie skutkuje niczym dobrym. Możecie sobie wyobrazić dowolną osobę na świecie, która zamiast taty i wsparcia ma w domu tyrana, moczymordę, marudę, egoistę i parę jeszcze dowolnie najgorszych epitetów (śmiało wedle uznania). Dlaczego mówię, o tym w ten sposób?
To proste, do niedawna kiedy ktoś pytał mnie o relację z ojcem, odpowiadałam krótko: „w piekle jest miejsce dla trzech osób, zajmują je: Hitler, Stalin i mój ojciec – kolejność dowolna”. W takich kategoriach traktowałam to co w domu zobaczyłam, przeżyłam i dlaczego wcześnie odejść w konsekwencji z rodzinnego gniazda musiałam. Takie nakreślenie sytuacji powinno wystarczyć.
Czy sam wiesz kiedy wybaczać? Da się to określić?
I w tym miejscu chciałabym podzielić się dosyć niesamowitą historią. W chwili gdy już totalnie zwątpiłam, odcięłam się i właściwie pogodziłam z faktem, że w momencie śmierci mamy moja rodzina rozsypała się w drobny mak – wydarzył się cud. Półtora roku bez jakiegokolwiek kontaktu, bez wiadomości i telefonów.
Nagle bach, sprawy urzędowe wymusiły na mnie spotkanie z ojcem. To było już dobre pół roku po tym jak sama zostałam matką. Zadzwoniłam, sucho obwieściłam, że potrzebuje się zobaczyć, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu tym razem nie było: kłótni, oskarżeń, wyzwisk, fochów i marudzenia – po prostu się zgodził, równie szorstko i rzeczowo jak ja.
Pierwsze spotkanie -kiedy postanowiłam wybaczyć ojcu.
To jak bardzo nie chciałam tego spotkania, jak zwlekałam do ostatniej chwili, aż w końcu okazało się bardzo w porządku. Normalnie, naturalnie jakby przeszłości między nami nie było. Jakby nie było tego wszystkiego co złe, okrutne i tak cholernie bolesne. Wtedy autentycznie opadła mi szczęka. Zaproponowałam ojcu prosty układ: ze względu na moją córkę, puszczamy wszystko co było w niepamięć i żyjemy: TU i TERAZ. Albo to zaskoczy i jeszcze jakiś czas będzie nam dane ze sobą pobyć, albo wszystko wróci do punktu wyjścia – nie będziemy się widywać, kontaktować i pamiętać o sobie. I tu naprawdę stał się cud: zgodził się.
8 bardzo długich miesięcy wybaczania sobie nawzajem?
Od tego czasu minęło jakieś osiem miesięcy, czasem wydaje mi się, że to kilka lat. Relacja nie poprawiła się z dnia na dzień, nie było scen płaczu, rzucania się w ramiona i długich godzin minionych na rozmowach. Zaczęliśmy powoli, ostrożnie – na nowo uczyć się siebie. Nikt nikomu nic nie obiecywał, nie było oczekiwań, zapewnień i terminów. Nie było i póki co nie ma pretensji, gdy się nie odzywam, zwlekam z odpowiedzią lub zmieniają mi się plany. Raptem okazuje się, że mój ojciec jest ojcem, którego faktycznie moja matka mogła pokochać, mało tego oszaleć na jego punkcie. Jest ojcem, którego da się lubić, który nie drażni i zatruwa życia – dacie wiarę?
Cebula ma warstwy, o tym kiedy wybaczać, a kiedy dać sobie z tym spokój.
Naprawdę nie mam pojęcia co takiego się wydarzyło, że odzyskałam (a może zyskałam pierwszy raz w życiu) prawdziwego ojca. Wcześniejsze kataklizmy w postaci: ostrej choroby, śmierci małżonki, totalnej destrukcji dzieci i odsunięcia się rodziny go nie ruszały. Tłumaczenia, prośby, a nawet groźby przynosiły odwrotny skutek.
W końcu nadszedł moment, gdy okazało się, że ten człowiek ma jednak serce i naprawdę okazuje skruchę. Mówi przepraszam, słucha, pyta, zapamiętuje co u ciebie. Nie obraża się, nie oczekuje za wiele, dziękuje za każdą minutę uwagi, za smsa, 2 zdania na fejsbuku, kilka zdjęć, czy szybką kawę między załatwianiem stosu WAŻNIEJSZYCH spraw.
Kiedy wybaczać? Gdy nadejdzie ten właściwy moment!
W końcu kiedy, ten sam facet, który przez prawie 30 lat twojego życia zawalał w każdej możliwej dziedzinie mówi: „długo się nie odzywaliście, to ja się odzywam, co u was”? Szok, niedowierzanie, podejrzenia, że może jednak o coś mu chodzi. Póki co nic na to nie wskazuję i właściwie mam nadzieję, że tak już będzie do końca…
Kiedy wybaczać? Kiedy wierzysz w zmainę osoby, która cię skrzydziła.
To jak łatwo i szybko można się rozczarować ludźmi wie chyba każdy z nas. Przyjaciółka z dzieciństwa, która w najmniej spodziewanym momencie odchodzi. Facet, który notorycznie okłamuje. Rodzeństwo, które się izoluje… Mogłabym wymieniać bez końca.
Ale co jeśli tym razem ktoś zaskoczy cię tak bardzo mocno pozytywnie, że aż zabraknie ci tchu i powietrza? Taka sytuacja przytrafiła się mnie. Serio sądziłam, że będę ostatnią osobą na świecie, która z własnym ojcem będzie chciała i będzie miała cokolwiek wspólnego. Na ten moment jestem ogromnie dumna.
Nie wiem jak to długo potrwa, nie wiem czy to się nie zepsuje, ale nawet jeśli „ta zmiana” miała być na chwilę: dziękuję ci Tato, dzięki tobie uwierzyłam, że nigdy nie jest za późno by zmienić coś w swoim życiu. By zawalczyć, poszukać swojej jasnej strony, pokornie schylić głowę i po raz setny zacząć wszystko od początku.
A czy Ty wiesz kiedy wybaczać?
Piękny tekst, piękne historia. Trzymam kciuki, żeby trwała jak najdłużej, żeby było jeszcze lepiej 🙂
Dziękuję, mam nadzieję że tak już pozostanie, jest inaczej, ale fajnie.
Piękna i wzruszająca historia! I bardzo się cieszę, że „odzyskałaś” Tatę 🙂 To chyba bywa tak że niektórzy muszą do pewnych spraw dojrzeć i ludzie jednak się zmieniają.
Ja z moim tatą mam świetny kontakt ale to nastąpiło dopiero jak byłam dorosła. Widać tatusiowie „zaskakują” czasami z opóźnieniem 😉
Wielu tatusiów dekady naszych rodziców tak ma. Teraz z uwielbieniem i „zazdrością” obserwuję zaangażowanie mojego męża w naszą córkę. Nie wiem czy jest coś fajniejszego niż patrzenie na to jak między nimi buduje się wież, jak siebie lubią, kochają i się wygłupiają we dwoje 🙂
Ale cudowanie że będą mieli siebie! Oprócz Ciebie of kors 🙂 :*
Wow, ta historia jest po prostu zachwycająca 🙂 Trzymam też kciuki, żeby już zawsze było między Wami dobrze 🙂
Dziękuję za ciepłe wsparcie, jak się okazuje życie zawsze pisze najlepsze scenariusze 🙂
Wzruszłam się… Szkoda, że ojciec mojego dziecka całkiem zapomniał o swoim dziecku i od ponad miesiąca nie daje znaku życia. Nie było go ani na uroczystości z okazji dnia ojca w przedszkolu. Dlatego cieszę się, że Wam zaczyna się układać. To piękne. Ja z ojcem nigdy nie miałam świetnych relacji. Nigdy nie rozmawialiśmy, zawsze coś obiecywał i nie spełniał tego. A dziś chociaż nadal mieszkam z nim, to jedyne o co teraz mnie pyta to: „co robicie teraz w pracy” …
Ojcowie szczególnie z epoki naszych rodziców rzadko kiedy są, mówią o emocjach i jest to ciężka sprawa. Nie usprawiedliwiam ich, ale to taka smutna norma.Co do taty twojego synka, mam podobne przykłady we własnej rodzinie, mój brat. Nie wiem, nie potrafię zrozumieć i nigdy się nie pogodzę z tym, że na własne życzenie rezygnuje się z dziecka, tak po prostu.
Bardzo wzruszające….Mega prawdziwe. mam nadzieję, że ta druga szansa będzie trwać, że wszystko się ułoży i córka będzie miała dziadka. tego Wam życzę z całego serca
Dziękuje pięknie, również życzę nam takiego szczęśliwego, rodzinnego finału 🙂
Takie historie podnoszą na duchu i sprawiają, że warto wierzyć w zmiany. Myślę, że najtrudniejszy jest ten pierwszy krok, ten gest wyciągnięcia ręki jako pierwsza.
Po tylu emocjach i zakrętach już nawet nie pamiętam co było najtrudniejsze. Pewne jest to, że zawsze warto próbować i wybaczać 🙂
Historia dająca nadzieję. Może ze mną i moim ojcem też tak kiedyś będzie, że się dogadamy. Póki co wszystkie próby poszły na zmarnowanie.
A za Was trzymam kciuki. Dzieci potrzebują fajnego dziadka. Niech mają <|:^*
Gdyby mi ktoś powiedział, że będzie dobrze to bym go wyśmiała. Mam nadzieję, że i wam uda znaleźć wspólną drogę 🙂
Bardzo poruszająca opowieść… nie ckliwa, ale taka która daje nadzieję, szansę na lepsze jutro 🙂 Cieszę się, że udało się zrobić Wam kilka kroków na przód… oby trwało to jak najdłużej!
Pozdrawiam ciepło,
Panna Joanna
Dziękuję za dobre słowo. Sama jestem pozytywnie zaskoczona 🙂
Wzruszyłam się bardzo. Tyle Ci powiem. Opowieść niosąca wiarę w ludzi.
Miejmy nadzieję, że tak pozostanie 🙂
Cieszę sie ze sie zmienil, dla Ciebie, dla wnukow. Oby wytrzymał w tej postawie juz do konca swoich dni, ze mu się nie znudzi. Z doświadczenia wiem ze do dobrego szybko mozna sie przyzwyczaic, natomiast pozniej serce lamane jest jeszcze bardziej niz przez te wszystkie poprzednie lata. Pozdrawiam
To prawda, że ciężko zaufać i łatwo się przejechać. Ale obecnie chwilo trwaj 🙂
Mam podobną historię z tatą, tylko w tym przypadku główną rolę grała wódka. Od dwóch lat tata nie pije i jest innym człowiekiem. Dobrze jest go mieć z powrotem. Trzymam kciuki aby wasze następne miesiące i lata były równie dobre
Tak znam ten problem. U nas też wóda i też zupełnie inny człowiek. Cieszę się, że takich historii jest więcej 🙂
Kurde Anka, wzruszyłam się. Podobnie jak wzruszyłam się na ubiegłe Boże Narodzenie, kiedy to moja córka postanowiła pogodzić się z ojcem, którego wcześniej nie uznawała. Oczywiście nie stali sie nagle przyjaciółmi, nie zwiększyła się ilość kontaktów, ale chyba rozpoczął się w niej proces wybaczania. Cieszy mnie to bardzo ze względu na nią.
i to jest naprawdę piękne, że dała radę. Ale to po części twoja zasługa, że wychowałaś ją na dobrego człowieka i mądrą kobietę. Takie pogodzenie się daje naprawdę dużo. Można odetchnąć.:)
[…] Anny możecie przeczytać tekst o trudnych relacjach z ojcem i o ty, że czasem „Lepiej późno niż później„. Książki „Na imię mam Jestem” – Mariusz Maślanka. […]