Na temat macierzyństwa miałam wyrobione zdanie na długo przed tym, nim zostałam matką. Od samego początku, kiedy tylko zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, obwieszczające „dobra nowinę”, wiedziałam, że nie dam się zaszufladkować i typową, nieszczęśliwą Matką Polką nie będę.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam i szczerze przyznaję, że mimo ogromnej miłości do moich córek nadal nie potrafię zrozumieć kobiet, które w macierzyństwie się zatracają. Płyną w stercie pieluch aż po samą szyję. Nie pozwalają sobie pomóc, nie chcą przyznać się głośno, że macierzyństwo je przerosło, a bycie matką na cały etat jest po prostu do bani.
Wkładając kij w mrowisko
Wiem, że po tym tekście będę totalnie skończona. Mimo że na dobre się jeszcze nie rozgościłam w blogosferze parentingowej, mimo tego, że mam za sobą kilka wystąpień w mediach na tematy około rodzicielskie, nadal nie czuję się ekspertką od bycia matką. Nadal nie zafiksowałam się na punkcie macierzyństwa, mimo że na drugą ciążę zdecydowaliśmy się z mężem świadomie, niespełna 10 miesięcy po narodzinach pierwszej córki.
Co ze mną jest nie tak?
Dlaczego się narażam innym matkom? Dlatego, że otwarcie i wprost mówię o tym, że rodzicielstwo nie jest usłane różami. Tak naprawdę przez dwa najbliższe lata jedyne, co mi przychodzi na myśl, to totalne poświęcenie. Nikt mi nie powiedział, że macierzyństwo to jazda bez trzymanki wysokogórską kolejką, dodatkowo po zjedzeniu najbardziej słodkiego i zarazem mdłego deseru w galaktyce. Żadna ze znanych mi mam nie podzieliła się prawdziwą historią o tym, że bywa tak cholernie ciężko, smutno, nudno i źle, że czasem ma się ochotę walić własną głową w ścianę z bezradności. Nikt nie przyznał mi się do tego, że ma takie myśli, kiedy pragnie spakować najpotrzebniejsze rzeczy albo, stojąc w obrzyganych dresach, z nastroszonymi włosami, w dziurawych kapciach i rozmazanym makijażem, uciec najdalej stąd jak się da.
Nie jesteś złą matką
Nie daj sobie wmówić, że jesteś matką gorszego sortu, tylko dlatego, że czasami marzysz o tym, żeby twoje dziecko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak, dobrze słyszałeś. Powiem więcej: to to, o czym myśli w trudnych momentach każda z nas, ale żadna nie przyzna się nawet przed samą sobą, że to prawda. Jak już jest tak cholernie źle, że nie wiesz co masz ze sobą począć, kiedy czujesz, że niewola macierzyńska zaciska ci się jak pętla na szyi, a znikąd nie widać żadnej pomocy, w myślach możesz zabić własne dziecko. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny: po prostu padasz na twarz. Brak snu, codzienne rozdrażnienie, kolejna zimna lub niewypita kawa. Brak normalnego, spokojnego i zjedzonego w całości posiłku w końcu zaczynają powodować, że masz dość bycia matką. Chcesz uciec, buntujesz się, ale nikt tego nie widzi, to wszystko dzieje się tylko w twojej głowie.
Nikt ci nie kazał rodzić dzieci
W dalszym ciągu nie możesz uwierzyć, w to, co przeczytałeś, prawda? W twoich uszach jak bumerang odbijają się słowa: zabić własne dziecko. Nie wierzysz w to, sądzisz, że nie ma takich matek, a jeśli są, to na pewno jakieś niezrównoważone psychicznie, morderczynie, zbrodniarki, ale nie taka zwykła, przeciętna Krystyna spod piętnastki.
Matka Polka na piedestale rozpaczy to tak naprawdę każda z nas. Każda matka, która ma dzieci, miewa takie momenty zwątpienia. I wiesz, co jest największym problemem? Nie, wcale nie to, że czasem naprawdę ma się ochotę „udusić” własne dziecko z powodu zmęczenia i bezsilności. Najgorsze jest, że Matce Polce nie wypada wielu rzeczy. Nie może powiedzieć wprost, że jest zmęczona, że potrzebuje pomocy, że najzwyczajniej na świecie sobie nie radzi. W naszym polskim, patriarchalnym społeczeństwie nadal nie ma na to miejsca.
Matka matce wilkiem
I nadal tego nie rozumiem, dlaczego najwięcej kłamstwa na temat macierzyństwa zostaje przekazywane z pokolenia na pokolenia przez coraz to kolejne matki. Dlaczego rodzenie i posiadanie dzieci traktowane jest jako gwarant szczęścia, odnalezienia się w nowej roli i uwaga: totalne zatracenie się w tym stanie? Wydaje mi się, że matki, które nie widzą życia poza swoimi dziećmi, są w głębi duszy nieszczęśliwe i zakompleksione. Mają ostre lęki, które próbują zatuszować zasłaniając się trudem macierzyństwa. Bo nie wiem, czy wiecie, ale niedługo słowo „macierzyństwo” będzie równoznaczne z ”bezgranicznym poświęceniem”. Bo to takie oczywiste: najpierw zachodzisz w upragnioną ciążę, potem rodzisz w bólach, żeby w konsekwencji zrezygnować z własnego jestestwa, bo jesteś przecież Matką, przez duże M. Nie może być inaczej, bo to każda rodząca ma przecież w genach.
Pieluszkowe zapalenie mózgu
Nie ma miejsca na takie matki jak ja, które otwarcie mówią o tym, że czasem mają dość tego wszystkiego i pragną uciec. Ale jednak nie uciekają, bo kochają swoje dzieci i wiedzą, że te chwilowe kryzysy kiedyś mijają. Ale nadal nie ma miejsca na twoje słabości matko, na gorzką prawdę, na to jak czasami masz tak bardzo dość, że albo wyjesz z bezsilności, albo chodzisz i warczysz na każdego, bo tak mocno masz dość matkowania. A jeśli nie daj Bóg odważysz się iść własną droga i przyznasz się szczerze, że czegoś nie wiesz, pożre cię całe stado toksycznych matek, które nigdy nie miały czarnych myśli. Matek, których dzieci nigdy nie płaczą, nigdy nie chorują, nie wkurzają i nie robią bałaganu. Matek, które od urodzenia wychowują geniuszy, dzieci idealne, w ich perfekcyjnym, wyidealizowanym świecie…
Felieton ukazał się w najnowszym Czasopiśmie Magnifier, do którego czytania szczerze zachęcam. Zdjęcie to własność znakomitej fotografki Anny Marii Zagórskiej, za które pięknie dziękuję.
*******
Powiadają, że aby ocalić swoje dziecko, matka potrafi znaleźć w sobie tyle siły,
że jest zdolna unieść do góry samochód.
-
Cecelia Ahern, Kraina zwana Tutaj, tłum. Joanna Grabarek
kryzys który trwa 2 lata – podziękuję nie 🙂 niech się inni rozmnażają. 🙂
Aha 🙂 z tą zimną kawa to już przesadzacie – czas kupić kubek termiczny 🙂 <3
#KOTtubył
Haha ja kawkę od narodzin Mańki piję ciepłą – zbuntowałam się 🙂
Naprawdę bardzo Ci dziękuję, że ostrzegasz. Nikt mi nie mówił ;p I wielu innych rzeczy też! Np że ciąża boli. W kółko tylko słyszę „ciąża to nie choroba”, „kiedyś kobiety pracowały w polu aż do urodzenia”… Jasne… A co i rusz słyszę opowieści koleżanek i znajomych, że wymiotują całymi dniami i są wykończone. Mimo pewnych niedogodności mogę powiedzieć, że jestem ogromną szczęściarą 😉 Nie wymiotuję 😉 I czuję się świetnie 🙂 Ufff
Cieszę się, ja również nieźle znosiłam ciąże, porody już gorzej 😀 Nie ma sensu popadać w skrajności, ale mam dość tego medialnego, pudrowego ideału matki, która zawsze daje radę w imię miłości do dzieci. Bywa różnie, bywa ciężko, ale jak wspomniałam i tak warto 🙂
Uwielbiam takie, bądź co bądź, zdrowe podejście do tematu macierzyństwa! W Polsce jakoś utarł się pewien schemat, który wygląda tak, że bierzemy ślub i mamy dzieci. Kiedy ktoś zaprzecza tej pięknej idei i jakkolwiek nie widzi się w narzuconej mu roli, zostaje w pewnym sensie społecznym wyrzutkiem. Nie mam jeszcze dzieci, ale kiedyś chcę je mieć. Jednak to moja decyzja i czytając różne mądre teksty matek tak ogarniętych jak Ty, mam świadomość, na co się decyduję. Nie lubię straszenia, wciskania czegoś na siłę, narzucania itp. Lubię za to takie rozsądne podejście do sprawy jakie masz Ty <3
Dziękuję Daria, wiesz nie chcę nikogo ani oszukiwać, ani przekonywać o tym, że macierzyństwo to raj. Jest różnie podobnie jak w życiu. Nie znalazłam wspólnego języka z matkami, które patrzą nam mnie z wyższością, mędrkują lub ściemniają że ich dzieci to anioły. Skrajności są złe i ja staram się pokazywać codzienność matki – moje wzloty i upadki, po prostu 🙂
A powiem Ci, że ja to chyba obracam się w całkiem innym środowisku – w pracy dzieciate koleżanki prawie ciągle mówią o tym jak im ciężko/jak są niewyspane/ile dni już były na opiece/kiedy wreszcie dziadkowie zabiorą dziecko na weekend itd. Inne koleżanki też non stop mówią o tym, że dziecko wywraca świat do góry nogami, że nie ma się wcale czasu dla siebie, że marzy się o powrocie do pracy, gdzie można na chwilę wręcz odpocząć.
Dla mnie, jako osoby na razie bezdzietnej, jest to już bardzo męczące tego słuchać. W pracy tylko JEDNA koleżanka otwarcie przyznaje, że bycie matką uwielbia i mimo, że ma już trójkę dzieci, to gdyby mogła, chciałaby więcej. Tylko ona jedna opowiada więcej o miłych chwilach z dziećmi niż o tych ciężkich. Pozostałe naście koleżanek większość czasu narzeka 🙁
Wiesz Aniu, to w sumie też nie za dobre towarzystwo mam, które są zmęczone swoimi dziećmi. Ale tak się dzieje, gdy nie ma się pomocy, równowagi między rodziną, a sobą samym. Nie jestem w grupie tych matek, co swoich dzieci nie lubią 😉 Po prostu się nie zgadzam z pudrowym obrazem macierzyństwa. Wierz mi, że nie tyle dziecko, co cała otoczka dookoła potrafi spowodować, że człowiek dosłownie pada na psyk ze zmęczenia. Niemniej polecam bycie mamą, bilans jest oczywiście dodatki 🙂
W samo sedno! Choć u każdej matki może być inaczej w zależności od jej organizmu i tego jakie jest dziecko. Ciążę przeszłam bardzo dobrze. Czekałam kiedy pojawią się niedogodności jakimi straszono…czekam i czekam a tu nic. Bardziej męcząca była alergia wiosenna. Ale rozumiem, że to kwestia szczęścia i nie każdy je ma we wszystkich obszarach. Początki bycia matką, wiadomo trudne. Pomoc jest niezastąpiona i zdecydowanie lepiej się czuję gdy mam pod ręką niż gdy jestem z dzieckiem sama. Choć synek już przesypia całą noc to zastanawiam się co nas jeszcze czeka. Gdy płacze i nie mogę znaleźć powodu czasami czuję się bezradna. Każde dziecko będzie inne i też jest kwestia szczęścia kto jak sobie z nim poradzi. Kochamy własne dzieci ale wychowywanie to ciężka praca, która jest bardzo potrzebaba, ale niestety nie jest właściwie wynagradzana. Dlatego wsadzając kij w mrowisko uświadamiasz jaka jest prawda. Ludzie myślą po cichu, biją się wypowiedzieć więc przyznają racje.
Zgadza się, każde dziecko jest inne i matka nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał kolejny dzień. Dlatego to jest takie trudne. Pomoc? Mogę wyłącznie liczyć na męża i teściową, ale to raz, dwa razy w miesiącu, mieszkamy w innych miastach 🙂
Nie mam pojęcia o co chodzi z tą nudą i niedopitą kawą. Wszystko to kwestia odpowiedniego zarządzania czasem. Dobra organizacja to klucz do swobody i zachowania siebie. Mam małe dziecko. Oprócz tego czas na bloga, książki, naukę programowania i tę nieszczęsną kawę. Uważam, że obecnie trwa jeden z najpiękniejszych okresów mojego życia.
Kochana nie wiem w jakim wieku masz maluszka, ale też początkowo tak myślałam, do momentu aż Zuza nie zaczęła raczkować, a potem chodzić. A teraz mam 2 dzieci w wieku 21 miesięcy i 3,5 miesiąca. Mańka póki jest słodkim, bezproblemowym niemowlakiem nie wywróciła nam życia do góry nogami. Ale już Zuza i owszem. Też sobie początkowo spokojnie piłam kawkę, czytałam masę książek i blogowo szalałam. Do momentu, kiedy okazało się, że sekunda z telefonie w ręce do wycie, laptop odpadał, a wycieczka do WC tylko w asyście córki ..;) Życzę ci, abyś tego nie doświadczyła i nadal delektowała się urokami macierzyństwa 🙂
Weź nie strasz, mój Maluch jeszcze nie raczkuje.Mam mimo wszystko nadzieję, że moje zdolności organizacyjne dają radę. 🙂 Trzeba się cieszyć tym okresem, bo na pewno jeszcze zatęsknimy, kiedy maluchy w wieku 8 lat stwierdzą, że wolą spotkać się z kolegami niż bawić z nami.
W życiu nie mam zamiaru cię straszyć. raczej lojalnie uprzedzam, że każdy kolejny rozwój dziecka może znacznie pokomplikować naszą dotychczasową, nawet najlepszą organizację Sama jestem zwolenniczką hiper organizacji, ale miałam momenty kiedy musiałam ze wszystkiego dosłownie, wszystkiego zrezygnować bo dziecię żyć nie dawało 🙂
Wiele razy się przekonałam o tym, że w internecie panuje dziwny klimat. Na zasadzie jestem idealna, Ty robisz ze, tylko ja umiem wychowywac dzieci. Urodzilam dwojke to jestem ekspertką. Przyznalas sie, ze masz czasami dosc? No to lup obuchem w glowe, jak spiesz narzekać, ciesz sie, ze masz zdrowe…ech
No dokładnie ten klimat miałam na myśli. Zamiast wyrozumiałości i kobiecego zrozumienia,atak 🙂
Macierzyństwo jest usłane różami chyba jedynie na potrzeby marketingowe i PR-owe co niektórych mam 😉 Osobiście zdecydowanie wolę takie zdrowe, normalne i prawdziwe podejście, jakie Ty prezentujesz 🙂
Uff… super, bałam się trochę że mamy mnie zjedzą, ale jednak jest nas więcej:)
Prawda jest taka, że nasze mamy nie opowiadały nam o prawdziwym macierzyństwie, bo nie wypada mówić o tym, co było trudne. Lepiej to przemilczeć – przeciez każda kobieta tak ma więc po co mam się żalić! A prawda jest taka, że każda z nas nie raz z rozkoszą rozmyśla o tym jak wyglądałyby jej życie bez dzieci 😉 I to wcale nie czyni z nas złych matek!
Pewnie nie opowiadały o szczegółach, żeby doczekać wnuków 😀
Tak mogło być 😀 Moja mama jakąś skrzętnie ominęła temat 4 porodów i naszego wychowania 😉
No z pewnością:D
To prawda Iza, ale niestety czasem przeciętna mama, która daje z siebie tyle ile może dać, czuje ciężar. Ciężar bycia idealną matką, która zawsze wie co robić, która nigdy nie wybucha. To błędne koło, zdecydowanie wolę umiarkowane podejście do rodzicielstwa i prawdę niż pierdy nosorożca 🙂
Znam tą presję;) Czułam ją na samym początku swojej drogi na macierzyńskim. Wiecznie czysty dom, dwudaniowy obiad, figura jak u modelki i dobry seks wieczorem. Nie wspominając już o wychowaniu dziecka… Zero złości, wiecznie uśmiechnięta, nosić czy nie nosić, a może pieluchy wielorazowe a może nie dawać smoczka… A dajcie wy mi wszyscy spokój! W końcu się ogarnęłam, mam swoje podejście do rodzicielstwa i żyje mi sie o wiele łatwiej 😉
Mnie śmieszą te dziewczyny ktore idą rodzic i wyobrażają sobie hotelowe warunki i to ze dzien po beda juz fruwac.. znam sporo takich.. tekst w punkt 🙂
Hehe to prawda. Kurczę z warunkami rodzenia to mogłoby iść ku lepszemu jednak.. A takie podejście, że będę udawała, że narodziny dziecka niczego nie zmieniły w moim życiu, to droga donikąd. 🙂
Pieluszkowe zapalenie mózgu… Genialnie to ujęłaś 🙂 Kwestia jest trochę bardziej jednak złożona, bo cały czas zapominamy o jednym- większość tego co wiemy o macierzyństwie innych matek nie jest zupełnie pozbawione filtra. Zazwyczaj mówią czy piszą to co chcą a nie co naprawdę myślą. Kolejna odsłona wyścigu szczurów, nic ponad to. Jedynie wydaje mi się, że takie matki istnieją też naprawdę. Takie, których życiową rolą i pragnieniem jest właśnie macierzyństwo i rodzina, niewiele ponad to. Nie decydujmy znów za nie my, że muszą być kimś jeszcze, że muszą mieć inne pasje. Wiem, że to nie o nich pisałaś, ale nie zapominajmy o nich. I żeby nie było, nie piszę o sobie, mamusią jestem przy okazji całej reszty 🙂
Jak dla mnie spoko jest bycie mamą, żoną i panią domu. Uważam, że tego typu poświecenie to zarazem piękna rzecz jak i bardzo trudna sprawa. Mi chodzi tylko o to, żeby nawet najbardziej zakochana matka w byciu roli matki, czasem okazała jednak zwykłe, ludzkie oblicze kiedy to sobie nie radzi, lub ma dość. Dla siebie, dla zdrowia, dla nas 🙂
Jesteś moim macierzyńskim guru 🙂 To znaczy, że jest nas więcej? Ufff… 🙂
Myślę, że każda z nas taka jest..czasami 🙂 Cieszę się, że jest nas więcej, serio, serio <3
Tak. Nie raz marzyłam o tym żeby rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. 🙂 Macierzyństwo to cholernie trudna sprawa. Przejmujesz odpowiedzialność za cudze życie, często w momencie kiedy sama swoje masz niepoukładane. Uczysz kogoś jak żyć choć sama nie zawsze już umiesz. Często nie dajesz sobie rady, choć wiesz że musisz, nie masz wyjścia. A tu dookoła słyszysz lub czytasz, jakie to matki są wspaniałe, zorganizowane, jak wszystko ogarniają, jakie mają wspaniałe dzieci, jakie są mądre zdolne itp. itd.
A ty? Weź się przyznaj że sobie nie radzisz, że jest ci ciężko. Społeczeństwo cię odpowiednio osądzi. I wbije ci w twą świadomość że jesteś złą matką.
Dobrze Aniu, że o tym piszesz. Nie wierzę, że są matki które nigdy nie miały dość. No chyba że naprawdę mają dzieci nie sprawiajsce żadnych problemów.
Właśnie przepraszam cię Basiu za zbyt długie zwlekanie z odpowiedzią na twoje słowa, ale rola matki mnie ostatnio przerasta. Jestem już i fizycznie i psychicznie dojechana. Blog to jednak moje najukochańsze dziecko – słucha się mnie i nawet przewyższa moje oczekiwania 😉 Masz rację, trzeba mówić o tym jak jest, bo wiele mam, po prostu wymięka, gdy widzi tylko widealizowane, skrojone na miarę, matki-modelki z dziećmi idealnymi.
Ty nie przepraszaj bo nie masz za co. Ja mam o wiele więcej czasu od Ciebie, a mam wrażenie że nie mam go w ogóle. 🙂
Twoje teksty o macierzyństwie po prostu uwielbiam <3 Przestaję dzięki Tobie myśleć o sobie jak o złej matce. Staram się, żeby to pojęcie całkowicie wyleciało z mojej głowy. Matka teraz musi być ideałem, a jeżeli nim z jakichś powodów nie jest, coś nie wychodzi, wtedy jest piętnowana przez społeczeństwo. Już nie raz ludzi krzywo się na mnie patrzyli, bo np. nie organizuję co roku urodzin dla mojego syna. Pewnie myślą sobie: "Jak tak można?", ale mam to szczerze mówiąc gdzieś. Ludzie nie znają czyjejś sytuacji, a tak łatwo jest im oceniać innych.
Cieszę się, że mamy podobne wrażenia i mogę cię zapewnić, że nie jesteś złą mamą. Tak naprawdę jesteś najlepszą mamą, jaką możesz być, Walka z wiatrami, czyli z innymi ludźmi, u mnie również trwa w najlepsze. Urodziny? Organizuję dla maks 8 osób, dziadkowie plus chrzestni… Chrzest? Podobnie. Rodzina w końcu się przyzwyczai myślę 😀
Jestem matką, ale uważam, że dobrze mieć też jakieś pasje. Nie wyobrażam sobie, że jedyne co czytam to fora dla mamuś o kupkach, kolkach i obiadkach. Czasem wydaje mi się, że kobiety nie mają nic prócz dzieci… Cały ich świat to tylko dzieci i fajnie póki są małe, a co potem jak wyfruną z gniazda? Albo znam mamy, które robią wszystko za swoje dzieci, pozbawiają je totalnie samodzielności. Masakra. Jestem mamą al e dbam też o własne szczęście.
Ja się zastanawiam jak ty to wszystko ogarniasz, bo ja ostatnio wymiękam 😀
Ten tekst jest świetny! Taka jest otaczająca mnie rzeczywistość, od której nie raz chciałam uciec. To też rzeczywistość, bez której nie chcę żyć. Kocham swoją córkę, swoje życie, ale siebie bardziej… 🙂
Tak to zdecydowanie tekst o mnie, o tobie i myślę, że jest nas jeszcze kilka 😉 U mnie dziś tryb „szukam biletu na Księżyc” – może tam byłby spokój 😛
Skąd ja to znam! Jak znajdziesz promocję na bilet, daj znać. Z przyjemnością się dołączę. 🙂
😀 Nie ma sprawy!
Kochana mam nadzieję, że mnie również ominie pieluszkowe zapalenie mózgu! No i jak już będę mieć dziecko to mam nadzieję, że spotkam gdzieś taką mamę jak Ty, bo inaczej chyba zwariuję 🙂
Na pewno cię ominie i zawsze chętnie cię wesprę w temacie 🙂
Niestety, odpieluszkowe zapalenie mózgu jest niezwykle częste… Szkoda. Bo zabija całą radość bycia „trzeźwą” Mamą i kochania dziecka za to jakie jest, a nie za wyidealizowany obraz małego człowieczka…
Pięknie to ujęłaś, naprawdę, nic tylko cytować <3
Jest taka książka „Macierzyństwo non-fiction”, polecam! Pierwszy rozdział opowiada właśnie o zjawisku, które opisałaś w rozdziale „Co ze mną nie tak”, a kolejne mówią o innych „urokach” macierzyństwa.
Przyznam szczere, że książka obiła mi się o uszy, ale jeszcze jej nie dorwałam, chętnie przeczytam 🙂
Przeczytałam tekst, przeczytałam komentarze – widzę, że odpisujesz – nikt Cię nie pożarł 😉
Spoko jest, jak dla mnie – tak po prostu jest, nie masz u mnie przerąbane, ale może dlatego, że chyba nigdy nie zapadłam na pieluszkowe zapalenie mózgu, a i koleżanki mam całkiem spoko 😀
Hejoo 😀
Cieszę się Ewa, że jest nas więcej matek-nie-wariatek 🙂 Serio, czasem aż ciężko wytrzymać od tych pudrowych pierdów nosorożca mamusiek 🙂
to prawda – ciężko 🙂 Ja w ogóle nie jestem fanką nadmiernych ilości lukru i słodzenia (chyba, że kawy), a to mamuśkowe pudrowanie – całkiem odpada 😀
[…] Doktor House mawiał, że wszyscy kłamią. Zgadzam się z tym stwierdzeniem szczególnie w kontekście matek, które wiecznie wybielają swoje dzieci i udają, że nie mają z nimi nigdy problemów. Jestem mamą dopiero trzy lata, a już na własnej skórze doświadczyłam tego jak inne matki wobec siebie konkurują o to, kto ma bardziej „idealne i bezproblemowe dziecko”. Ja do tego grona nie należę. Mówię otwarcie o tym, że czasami pragnę uciec od własnego dziecka, że często czuję jakbym znalazła się na piedestale rozpaczy. […]
[…] co z zapracowaną i wiecznie zmęczoną Matką Polką? Czy hydraulik zjawiający się do awarii w łazience mógłby okazać się najdzikszą i […]
Masz dużo racji. Teraz kazda mama z instagrama czy fejsa jet idealna, ale ciekawe jak wygląda to w praktyce, bo u mnie bywa różnie, ostatnio miałam ochpte własnego syna w kosmos wysłac po 2 miesiącach w domu. Każdy ma cięzkie momenty 😛